Hehe, trochę dziwny i zagadkowy tytuł posta wyszedł :) Już tłumaczę o co chodzi. Dzisiaj będzie niestety o następnych moich historiach szpitalnych, a wszystko zaczęło się w łóżku 2 dni temu koło 22giej...
Więc tak, wstałem dość gwałtownie po wieczornym leniuchowaniu, właściwie bardziej wyskoczyłem z łóżka, i coś jak by strzeliło mi w kolanie podczas "lądowania". Dźwięk był podobny do tego jak można palcami strzelać. Troszkę zabolało i dziwnie mi się chodziło. Niedługo później poszedłem spać, mając nadzieję, że rano wszystko wróci do normy.
Niestety w nocy się budziłem i bolało mnie tam gdzie się zgina noga, po przeciwnej stronie niż kolano. Zacząłem sobie przypominać, że w sumie od tygodnia już miałem takie dość sztywne nogi, i ogólnie od Toskanii, cały byłem dość wymęczony.
Postanowiłem uderzyć na ostry dyżur do warszawskiego szpitala na Szaserów. Już mnie tam poskładali dobrze parę razy, pracują tam naprawdę dobrzy specjaliści, i blisko go mam całkiem, co jest ważne przy ciągnących się wizytach kontrolnych w przypadku (tfu tfu, odpukać) poważnych wypadków. Prawie cztery godziny czekania wśród narzekających ludzi może nieźle wykończyć. Zawsze jak jestem w szpitalu, to musi się znaleźć grupa złożona ze starszych pań, albo z "młodych gniewnych", którzy narzekają na wszystko, począwszy od powolności działania lekarzy, tego jak źle pracują, jak to strasznie źle i nie dobrze jest w Polsce i oczywiście skończywszy na polityce. Nie raz są pyskówki z lekarzami, przez co Ci drudzy specjalnie opóźniają wejście awanturujących się pacjentów, na czym tracą wszyscy, bo Ci w kolejce za awanturnikami też automatycznie muszą dłużej czekać. Moim zdaniem, to właśnie to czekanie jest najgorsze przez tych samo-nakręcających się krzykaczy. Hehe, ale się zapędziłem w jakąś analizę szpitalnego świata... Wróćmy do głównego wątku, gdzie to ja byłem, aha, więc po czekaniu i pałętaniu się po różnych pokojach, i odstaniu swojego w różnych kolejkach trafiłem na speca co mi składał poprzednio rękę :)
Były prześwietlenia, widoczne na górze zdjęcia to właśnie moja kończyna :) Później leżenie na stole, powyginali mi nogę we wszystkie możliwe strony, odpowiednio dociążając i odciążając mi nogę. Żadnego bólu przy tym nie odczuwałem.
Generalnie nie mam złamań, fizycznie wszystko wygląda ok. Objawy wskazują, że coś się może zaczynać dziać z łękotką, ale na razie stawiają na ogólne przemęczenie nóg. Ostatnio bardzo dużo jeździłem po górach, i dzień przed "łóżkowym wypadkiem" zrobiłem sobie mega wyczerpujący 40-minutowy sprint po korzeniach w pobliskim lesie. Myślałem, że płuca wypluję ;) To wszystko się złożyło na osłabienie i przemęczenie nóg.
Mam 2 tygodnie zakazu jazdy na rowerze, i ogólnie mam nic nie robić, okłady z lodu po 3 razy dziennie i trzymanie nogi w górze, mam dać odpocząć nodze.
Jak przez 2 tygodnie się będzie to utrzymywać to następna wizyta i wtedy pewnie trzeba będzie coś z tą łękotką robić, ale mam nadzieję, że tylko jestem nadwyrężony i za 2 tygodnie wsiądę na rower :P
I to tyle na dziś, trzymajcie kciuki za moją nogę! :)
Już montuję film z Toskanii, piszę też posty o całej wyprawie i posty o serwisowaniu roweru też już się zbliżają wielkimi krokami :)
Stay tuned, jak to mawiają za oceanem ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jak by co, to tu jest regulamin komentarzy.