Dziś Was pomęczę wrażeniami z jazdy moim Ramonesem :) Przejechane ponad 450 km, chociaż dystans całkowity coraz mniej zaczyna dla mnie znaczyć. Czasem 10km w ciężkim terenie jest bardziej wyczerpujące dla mnie, i bardziej wymagające dla roweru niż 50km po jakiś ścieżkach. Na poprzednim rowerze zrobiłem ponad 1500km, ale mam wrażenie, że te 450km na Ramonesie było bardziej wymagające. Na pewno było dużo bardziej zabawne :) Na maxa dużo radochy daje mi zasuwanie po lasach. Zdradzę Wam, że kręcę też filmik, amatorski, bo nie jestem jakimś super riderem ;) ale filmuję swoją zajawkę z wielkim zaangażowaniem :D. Oto pierwszy kadr z filmu, przewiduje go skończyć dopiero jakoś luty/marzec 2012. Mam sporo pomysłów na sceny, i trzeba sporo czasu na wykonanie wszystkiego zgodnie z planem :)
Jako, że pogoda nas nie rozpieszczała, sporo jeździłem w deszczu, po błocie, ogólnie w mokrych warunkach. I muszę przyznać, że polubiłem takie warunki :D Ciągle wracałem umorusany błockiem do domu. Niestety wiążę się to z ciągłym czyszczeniem roweru, i przede wszystkim napędu. Zazwyczaj zostawiałem sobie czyszczenie na następny dzień, ale już tak nie robię. Czemu? W jedną noc przytrafiło mi się coś takiego:
Na szczęście dokładnie wyszorowanie łańcucha rozpuszczalnikiem i mocne naoliwienie pozbawiło go rdzy. Z innych przypadłości roweru, zupełnie nielicznych, było znowu skrzypienie siodełka, a dokładnie sztycy. Znowu nawchodziło mi piasku pomiędzy sztycę i ramę, oraz mocowanie siodełka do sztycy. Ziarenka piasku w tych miejscach powodują niemiłosierne skrzypienie na wybojach i nierównej nawierzchni. Na szczęście doprowadzenie tego do porządku to chwila.
Wysoki stan Wisły potrafił zaskoczyć na przykład takim końcem single tracka :)
Z jakiś zabawniejszych historii należy wspomnieć o historii moich gleb :D Pierwsza była chyba dopiero po jakiś 200km. Jechałem sobie przez las, gdzie raczej nikt by nie widział ścieżki, ale ja postanowiłem, że tam jest ścieżka ;) Było trochę ściętych drzew, przez jedno przeskoczyłem, przez drugie przejechałem, a trzecie już mnie pokonało. Głupio na bok się przewróciłem, nic się nie stało, ani mi, ani rowerowi. Innego dnia postanowiłem, że przejadę przez strumień. Niestety strumienie na Mazowszu, to nie to samo co górskie, skalisto-kamieniste górskie strumyki. Na ich dnie jest masa mułu w który się łatwo zapada. Ale spróbować trzeba było :D Kilka prób, szybko, wolno, ciężar ciała na przód, na tył. Zawsze ten sam efekt, przednie koło już prawie na drugim brzegu, ale tylne się kręci w miejscu i zapada w muł. Przy ostatniej próbie wyrwałem za bardzo kierownicę do góry i się ześlizgnąłem do tyłu i plum, woda :) A na focie poniżej to ja chwilę po tym fakcie, buty mokre i poharatane nogi od pinów :D Zabawa była przednia :D
Ah, i parę dni temu zaliczyłem pierwsze OTB (over the bars, czyli przeleciałem przez kierownicę). Byłem już zmęczony, wbiłem się na jakąś ławkę, i za wolno jechałem, nie podciągnąłem kierownicy, i po prostu przednie koło spadło na ziemię, a ja poleciałem pięknie dalej hehehe
Na koniec jeszcze dwa zdjęcia. Pierwsze to Ramones z siodełkiem na max w dół. Tak, wreszcie się przemogłem, i zacząłem na poważnie ćwiczyć bunny hopa :D Jeździłem bitą godzinę w jedną i drugą stronę skacząc bez wytchnienia. Mam zajawkę, żeby wysoko skakać, bo na razie, hmmm, eee, nie jestem zadowolony :D A drugie to jedno z wielu zdjęć po prostu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jak by co, to tu jest regulamin komentarzy.