Od pierwszej wizyty w górach z rowerem chodzi za mną kupno ramy, lub całego roweru, z pełnym zawieszeniem, czyli tzw. fulla. Mój obecny hardtail świetnie się sprawdza w mazowieckich lasach i na lokalnych mini-trasach DH/FR/4x, ale w górach jednak odczuwalny jest brak tylnego zawieszenia pomagającego szybciej pokonywać nierówności. Tak więc zacząłem szukać i testować różne rowerki. Dziś napiszę trochę o Santa Cruz Blur LT2.
Firma Santa Cruz zawsze mi się kojarzyła z deskorolką. Nie mam pojęcia jak to wygląda teraz, ale na początku lat 90-tych była to jedna z pierwszych i najlepszych firm na rynku skateboardowym, i marzenie każdego, kto jeździł na desce. Oczywiście moim także, bo też jeździłem na desce w tamtych latach.
Poszperałem trochę w sieci, i okazuje się, że deskorolkowe Santa Cruz i rowerowe Santa Cruz to dwie różne firmy. Obie są amerykańskie, obie powstały w Kalifornii, ale ta pierwsza została założona przez surferów w 1973 roku, a druga 20 lat później. W 1993, gdy skateboardowa była już wielka i znana, rowerowa stawiała pierwsze kroki w pomieszczeniu wielkości jedno-samochodowego garażu. W 2012 Santa Cruz Bicycles też jest już bardzo znane i robi solidne rowery.
Model Blur LT2 akurat mnie zainteresował, ponieważ jest to tzw. ścieżkowiec, rower na pograniczu Trail, All-Mountain (AM), lekkiego enduro. Ciężko znaleźć wyraźne granice pomiędzy tymi rodzajami rowerów, ale Blur na pewno plasuje się na tym lżejszym początku stawki. Wagowo lekki, 140mm skoku z przodu i z tyłu, zdecydowanie bliżej XC/AM niż ostrego downhillu w górach. Dostałem go na pół dnia do testów od prywatnego użytkownika (wielkie dzięki Kombinat!), pojeździłem nim po lokalnym, warszawskim, Lesie Kabackim. Jest tam kilka króciutkich zjazdów, trochę korzeni, jakieś krótkie single, parę bardziej stromych ścianek i bardzo przyjemny mini-wąwóz z kilkoma wybiciami i naturalnymi bandami.
Wyszedłem z założenia, że może taki ścieżkowiec będzie dla mnie dobrym środkiem. Sprawdzi się zarówno w górach, jak i w moich płaskich lasach, gdzie spędzam większość czasu. Testowany przeze mnie egzemplarz był złożony na bardzo fajnych częściach, z głową, tak na Warszawę właśnie i łagodne górskie ścieżki. Bardzo lekki. Z przodu Fox Float, sztywny widelec (oczywiście amortyzowany, sztywny w sensie bujania na boki i innych nie pożądanych efektów), z grubymi goleniami 36mm, z tyłu Fox Float RP23 Boost Valve, koła na obręczach ZTR Flow, osprzęt Sram X9, hamulce Formula RX. To tak w skrócie, najbardziej interesowała mnie sama rama, i ogólne odczucia z jazdy.
Rama anodowana, wygląda bardzo ładnie, stylowo i, co najważniejsze, solidnie. Całkiem porządnie zrobione spawy. Pierwsze wrażenie z jazdy bardzo pozytywne, po asfalcie/chodnikach praktycznie tak samo się śmiga jak na moim hardtailu. Spodziewałem się dużych strat energii spowodowanych pracą tylnego zawieszenia podczas pedałowania, szczególnie przy jechaniu na stojąco. Nic takiego nie miało miejsca.
Ok, wjeżdżam do lasu. Miłe zaskoczenie trwa, po prostych i takich typowo cross-country ścieżkach całkiem nieżle sobie radził, i praktycznie nadal żadnej różnicy do hardtaila, poza przyjemniejszym pochłanianiem niektórych nierówności. Chociaż też jakiejś wielkiej różnicy tu nie było.
Znalazłem sekcję z dużą następującą po sobie ilością korzeni i kilkukrotnie ją pokonywałem w celu wyczucia jak rower się zachowuje. Miałem wrażenie, które się później potwierdzało jeszcze parę razy, że w przypadku bardzo dużej ilości przeszkód następujących po sobie w dużym natężeniu zawieszenie się gubiło. Ale może to moje przyzwyczajenie z hardtaila, na którym dużo wybieram nogami. Sztywniak wymusza pracę nogami, a tu nie do końca wiedziałem jak się zachować, bo można w wielu przypadkach po prostu przelecieć przez przeszkody stojąc ze sztywnymi nogami na pedałach.
Jest to oczywiście dość złudne i łatwo można zaliczyć glebę polegając tylko na zawieszeniu. Praca ciałem i amortyzowanie przeszkód nogami i rękami to bardzo ważna sprawa. Tak naprawdę nasze ciało daje nam dużo więcej milimetrów amortyzacji niż nawet największe, 200 mm downhillowe amortyzatory, i nie należy o tym zapominać.
W miarę upływu czasu, gdy się coraz bardziej przyzwyczajałem i poznawałem Santę, coraz więcej zauważałem rzeczy, które mi przeszkadzają. Z najbardziej prozaicznych, i nie związanych z samą ramą, to zbyt wąska kierownica, chyba 680mm. Zdecydowanie za długi mostek - 80mm. Preferuję krótsze mostki, ale wsadzenie tam krótszego mostka skróciło by jeszcze bardziej tą, i tak krótką, ramę. Był to rozmiar L i przy moim wzroście 184cm, z krótszym mostkiem, odległość między siodełkiem (wysuniętym na max do tyłu), a kierownicą, była by zbyt mała, aby czuć się, i jeździć, komfortowo.
Denerwował też mnie kąt główki, gdzieś w okolicach 68-69 stopni. W obecnej konfiguracji mojego Ramonesa mam trochę ponad 65 stopni. Obrazując to w prosty sposób, amortyzator jest bardziej wysunięty do przodu, i bardziej się kładzie, zwiększając bazę kół. Suport w Sancie też jest sporo wyżej niż w Ramonesie. Te dwie rzeczy wpływają na to, że Santa jest dużo bardziej nerwowa, gorzej się nią steruje podczas zjazdów. Ramones stabilnie mknie w dół, wiem czego mogę się po nim spodziewać, i wiem jak będzie reagował na moje akcje, podczas gdy Santa wydawała się chwilami żyć swoim własnym życiem ;) Może wynikało to z mojego małego doświadczenia z fullami, jednak na innych rowerach nie odczuwałem czegoś takiego, a jeździłem już na kilku rowerach typowo Endurowych, oraz na downhillowym Specialized Demo, więc jakieś porównanie mam w tej materii.
Z minusów jeszcze, takich zdecydowanie subiektywnych, to dużo trudniej (w stosunku do Ramonesa) w Blurze podnieść przednie koło, trzeba mocno przenieść ciężar ciała do tyłu, aby to zrobić. Związane jest to chyba ze sporym kątem rury podsiodłowej wynoszącym około 72.5-73 stopni (u mnie jest to 70.79 stopnia) oraz pewnie przede wszystkim z długim tylnym trójkątem. Przekłada się to na trudniejsze pokonywanie przeszkód na jednym kole, i bardziej się trzeba namęczyć przy skakaniu, i ogólnym "wygłupianiu" się, wskakiwaniu na murki, krawężniki. Również pokonywanie dropów było dla mnie trudniejsze na tym rowerze.
Plusem takiej geometrii za to jest łatwość podjazdów, przednie koło nie myszkuje aż tak bardzo, i nie trzeba jakoś super mocno pochylać się do przodu przy wspinaniu się. Szczerze powiedziawszy, to byłem bardzo pozytywnie zaskoczony jak sprawnie ten rower podjeżdża, i to nawet na stojąco. Miałem wrażenie, że na siedząco mniejsze są straty energii, jednak na stojąco też miło się podjeżdżało.
Jako, że to prywatny rower, i nie mój, nie chciałem skakać dużych rzeczy, głupio by było coś rozwalić. Poleciałem więc tylko takie malutkie wybicia, całkiem przyjemnie było, w krótkich lotach bardzo przewidywalnie się zachowywał. Główne spostrzeżenie, to że trzeba się dużo wcześniej wybić niż na hardtailu. Tzn. najpierw "się ugiąć", żeby zawieszenie się skompresowało, a dopiero później wybijać. Tak więc wcześniej trzeba reagować na zbliżający się skok, drop itd. Ale to generalnie zasada dotycząca wszystkich fulli, którą będę sobie pewnie jakiś czas przysposabiał, bo jestem mocno przyzwyczajony do zachowań ze "sztywniaka".
Reasumując, mam wrażenie, że Santa Cruz Blur LT2 byłby w moim przypadku kompromisem, ale niezbyt udanym kompromisem. Da radę wszędzie, ale nigdzie nie będzie świetny. Mój obecny rower po małych modyfikacjach jest bardzo fajny na zjazdach i płaskim, a pod górę też daje radę, jak każdy hardtail, chociaż gorzej niż na początku, kiedy to miał dużo mniejszy amortyzator. W moim przypadku, chcąc polepszyć komfort jazdy w górach zdecydowanie lepiej będzie kupić prawdziwą, mocną endurówkę. Z moimi preferencjami bardziej ciągnącymi do jechania w dół, niż w górę, Blur totalnie odpada, pokazał mi że wolę coś bardziej agresywnego, dającego mega frajdę przy zjazdach, nawet kosztem lekkiego upośledzenia podjeżdżania, którego jakimś wielkim fanem nie jestem. Jednak też totalnie mi nie odpowiada rower typowo downhillowy, na którym katorgą jest zrobienie 50km po płaskim, i prawie niemożliwe jest podjeżdżanie.
Dla kogoś szukającego roweru typu ścieżkowiec, AM/XC, myślę, że Blur może być ciekawym kąskiem, dzięki umiarkowanej wszechstronności. Dla mnie odpada.
Wszystkie zdjęcia roweru: TrzecieKoło, czyli autor tekstu ;)
Pozostałe "foty", czyli te gdzie mnie widać, to stopklatki z filmików nagranych przez Beti. Dzięki!
Jeszcze raz wielkie podziękowania dla Kombinata za pożyczenie roweru!
Ramka marzenie... ach, sam jako w sumie szczęśliwy posiadacz hardtail'a choruje na full'a... więc albo ktoś mnie uleczy taką ramką :) albo szczęsne w męczarniach...
OdpowiedzUsuńw porównaniu do mojego miejskiego ukochanego pojazdu to wygląda jak rakieta kosmiczna:) widzę zresztą że w kosmos Cię wystrzeliła
OdpowiedzUsuńile warty ?
OdpowiedzUsuńNie wiem tak naprawdę, rower customowy, czyli poskładany z części.
Usuń