Późny wieczór. Gasną już wszędzie światła. Ludzie powoli kładą się spać. Rano trzeba iść do pracy. A mi się kołacze po głowie jazda na rowerze. Po leśnych singlach. Dobra, nie ma co się zastanawiać. Ruszam!
Porządna lampa na kierownicy, tania czołówka na kasku + symboliczne światło tylne. To aż nadto. Najpierw mknę po ulicach miasta. Pustki. Mijam tylko kilka taksówek. Chłodny wiatr. Temperatura idealna. Już czuję jak się luzuję po ciężkim dniu.
Dojeżdżam do lasu. Odpalam na maxa wszystkie światła i dzida! Najpierw delikatnie pompuje przez naturalnie uformowany pumptrack. Później trochę korzeni i wpadam na singla. Jadę szybko. Chyba za szybko. Ale znam na pamięć tą trasę. Chociaż jest zupełnie inna w nocy. Ale jakoś tak lekko się jedzie. Nie zwalniam.
Zaciesz na maxa. Pełna jedność z rowerem. Pełna gotowość na wszelkie przeszkody, których czasem nie nadążam zauważać. Poziom adrenaliny podskoczył. Jest pięknie. Cieszę się sam do siebie. Widzę tylko to co oświetlam. Świat wydaję się mieć mniej kolorów w takiej wersji. Stare miejsca wydają się być zupełnie inne, nowe.
Słuch się wyostrza. Niedaleko słyszę puszczyka. Później cisza. Jedyne co słychać to opony ryjące podłoże. Nagle mocny szelest przede mną. Chyba coś biegnie. Chyba jest tego więcej. Wychodzę z zakrętu, a tam w pełni blasku moich świateł wyłaniają się dziki! Jeden duży i pełno małych! Co robić? Przyznaję, że się troszkę wystraszyłem. Ale widzę, że dziki jeszcze bardziej się boją. Uciekają w popłochu. Ja na wszelki wypadek przyspieszam. Gdyby nagle postanowiły zmienić kierunek biegu.
Las w nocy jest niesamowity! Mknę dalej i dalej, a banan z twarzy nie schodzi! Następne stadko dzików. Też uciekają. Wbijam na szeroką drogę. Przyspieszam. Nawet nie wiem kiedy pokonuję mały podjazd, później zjazd. Wpadam znowu na singla. Korzenie i sporo zakrętów między drzewami. 1,5 godziny zniknęło w chwilę. Powoli kieruję się w stronę domu. Było naprawdę rewelacyjnie! Niedługo powtórka!
Jeśli podobał Ci się ten artykuł, mogą Cię też zainteresować:
Jak ja bym chciała się tak po lesie przejechać, ale niestety bardzo się boje samotności w takich miejscach
OdpowiedzUsuńPrzypomniałeś mi kilka moich zimowych wypadów sprzed kilku lat, kiedy to w kompletnych ciemnościach, widząc tylko to co oświetlała nienajmocniejsza przednia lampka, latałem przez Las Młociński :) Tak jak napisałeś, znana trasa wydaje się wtedy zupełnie inna. Wszystkie zmysły bardziej się wyostrzają i nie do końca wiadomo, co pojawi się za kilka metrów. Dzików co prawda nie miałem okazji spotkać, ale podświadomie człowiek się zastanawia co się może chować po krzakach ;) Bez dwóch zdań - ciekawe przeżycie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Miło się czyta ;)
OdpowiedzUsuńbrzmi magicznie :)
OdpowiedzUsuńWszystko rzeczywiście brzmi magicznie, ale ja też prędzej bym umarła ze strachu jeżeli byłabym sama :P
OdpowiedzUsuńDo swojego ostatnio założyłem halogenówki punktowe, w nocy oświetlenie na 100 metrów jak na długich w samochodzie, tylko kierowcy klną pewnie jak jadę :)
OdpowiedzUsuńDobrze, że te dziki uciekały ;) :D
OdpowiedzUsuń